Ciszewskim zaraził mnie całkiem przypadkowo jeden z moich kolegów, który pożyczył mi jego książkę, kupioną w lotniskowym sklepiku. Znając jego upodobania, pomyślałem, że daje mi nudne wspomnienia kolejnego dowódcy Tygrysa (mogłyby być atrakcyjne tylko i wyłącznie w interpretacji Wołoszańskiego), zwłaszcza, że okładka tej książki w tle miała czołgi. Z początku nawet nie zwróciłem uwagi jakie. Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów pomyślałem, że chyba kurna śnię. Ma facet fantazję i to do tego jeszcze okraszoną tego typu humorem, który uwielbiam. Do końca dotarłem bez przerwy na sen. Tak właśnie Ciszewski zabrał mi pierwszą noc i nie jedyną, bo seria którą rozpoczął książką www.1939.com.pl trwała jeszcze przez kilka następnych książek, na które już czekałem z drżeniem rąk i wypiekami na twarzy. W międzyczasie, przeczytałem Mróz, Upał i Wiatr oraz serię Krüger, o Gliniarzu nie wspominając. Jednak tylko jedna z nich miała tak wielki wpływ na moje życie i otworzyła serię wypadków i przypadków, która doprowadziła do tego, że w najbliższy piątek będę miał przyjemność poznać osobiście pana Marcina wraz z małżonką Katarzyną i oprowadzić ich po kilku atrakcjach Dublina.
Mróz, bo o nim mowa, zawiera piękny opis psa, który zachęcił mnie do zgłębienia tajemnic rasy opisanej przez pana Marcina. Tosa Inu, która właśnie pochrapuje przed kominkiem, jest właśnie owocem tych poszukiwań. Te poszukiwania i nasza podróż z Tosą do Irlandii doprowadziły z kolei, do poznania fantastycznych ludzi Maćka i Kasi, którzy zamówili w tej samej hodowli drugiego psa i poprosili nas o przywiezienie go wraz z naszym do Irlandii. Tak właśnie zaczęła się przyjaźń, która trwa do dziś. Po kilku spotkaniach okazało się, że Maciek również czyta Ciszewskiego i stąd jego zainteresowanie Tosą. Okazało się, że to nie jedyne wspólne zainteresowania, ale to nie temat do tych rozważań. Podczas jednej szybkiej imprezy i kilku głębszych, obudziła się w nas fantazja i odwaga. Postanowiliśmy, że skoro mamy psy dzięki panu Marcinowi i zaprzyjaźniliśmy się dzięki niemu, to dlaczego mielibyśmy nie poznać go osobiście i opowiedzieć mu naszą historię i podziękować mu za to. Jak postanowili tak zrobili, nie licząc za bardzo na odzew, bo gdzie my takie szaraki pchamy się na salony. Po grzecznym i uprzejmym liściku na Messengerku czekaliśmy cierpliwie, i o dziwo się odezwał. Byliśmy w głębokim szoku, bo cały czas myśleliśmy, że facet nas oleje i nie odpowie, względnie grzecznie nas spławi, a on, że tak, że jest zainteresowany i w ogóle. Troszkę to trwało i kosztowało Maćka i pozostałych członków stowarzyszenia Gorey.pl kilka miesięcy planowania, bo to oni przejeli całość organizacyjną, ale wreszcie jest i stało się, Pan Ciszewski w najbliższy weekend już w Irlandii. Zapraszam wszystkich. Może jedna z jego książek zmieni również Twoje życie, tak jak zmieniło moje.
Z poważaniem,
Krzysztof M.