Wracamy do wyprawy Michała, Asi i ich synka Leo, naszych lokalnych podróżników, którzy spędzili pierwsze kilka miesięcy tego roku w krajach Ameryki Południowej i Środkowej. W końcu udało nam się spotkać i porozmawiać o ich wrażeniach oraz przeżyciach z tego wyjazdu.

Witajcie, dobrze Was widzieć całych i zdrowych. Gratulacje, bo wiem, że, nie było łatwo. Gdybyście na początku mogli zrobić małe podsumowanie, jakie kraje udało Wam się odwiedzić i ile kilometrów w sumie pokonaliście?

Według aplikacji około 33000 km, ale w linii prostej, w praktyce chyba trochę więcej. Zaczęliśmy od wylotu do Toronto z kilkugodzinną przesiadką w Islandii. Potem samolotem do Kostaryki, autobusami pomiędzy Kostaryką, Nikaraguą i Panamą. Później znowu samolotami do Kolumbii i Peru. W Kolumbii i Peru loty wewnętrzne okazały się bardzo tanie, więc lataliśmy nawet między miastami. Oszczędzaliśmy na tym dużo czasu, zwłaszcza w terenach górskich, gdzie jazda autobusem jest strasznie powolna. Czasami dogadywaliśmy się z naszymi gospodarzami o pozostawianiu bagażu, więc kupowaliśmy lot w 2 strony i braliśmy tylko wózek i jedną torbę. Tak było np. lecąc z Cuzco w górach do Puerto Maldonado w peruwiańskiej Amazonii. Granice między Peru i Boliwią przekraczaliśmy też autobusem, jako że jezioro Titicaca leży na granicy obu i chcieliśmy je zaliczyć.

Isla del Sol, Jezioro Titicaca, Boliwia

Isla del Sol, Jezioro Titicaca, Boliwia

Isla del Sol, Jezioro Titicaca, Boliwia

Mieliśmy zakończyć już w Boliwii i wracać do domu stamtąd, ale szukając lotów wychodziło nam tylko trochę drożej z Argentyny wiec zdecydowaliśmy się zobaczyć też Buenos Aires i jako mały bonus popłynęliśmy stamtąd do Urugwaju na jednodniową wycieczkę do Kolonii, jedynego w Urugwaju obiektu wpisanego na listę światowego dziedzictwa Unesco. Niestety ze względów logistyczno-budżetowo-czasowych nie udało się postawić nogi ani w Ekwadorze, ani Chile. Następnym razem.

Jak całą eskapadę zniósł dziewiętnastomiesięczny Leo?

Świetnie. Był przeszczęśliwy, że mógł spędzać z nami obojgiem tyle czasu. Leo jest bardzo towarzyski, uwielbia przebywać wśród ludzi i poznawać nowe osoby, a dzięki tej podróży mógł tego doświadczać codziennie. Przemieszczaliśmy się z prędkością światła i Leosiowi w ogóle to nie przeszkadzało. To był czas, kiedy zaczynał mówić i zaskoczył nas znajomością hiszpańskich słów. Jeśli chodzi o dłuższe podróże samolotami czy autobusami, ku naszemu zdziwieniu znosił je całkiem nieźle. Na rybackiej łódce w Amazonii, na szczycie góry Chacaltay w Boliwii, na wulkanie w Nikaragui czy Machu Picchu poradził sobie równie dobrze 🙂
Czerpał radość z każdego nowego miejsca, podziwiał przyrodę i zachwycał się zwierzętami. Oczywiście bywały też te gorsze momenty, ale z dwulatkiem takie bywają na co dzień bezwzględnie na to czy się jest w podróży czy też nie.

Pociąg na Machu Picchu

Widok na Cartagene, Kolumbia

Zachód słońca w Kostaryce

Jaco, Kostaryka

Rejs łódką po Amazonce, Puerto Maldonado, Peru

Copacabana, Boliwia

Machu Picchu

Tradycyjne ubiory w Andach, Peru

Wydmy Lomas de Arena, Santa Cruz de la Sierra, Boliwia

My też czerpaliśmy dużą radość z tego ze był z nami i dostaliśmy setki uśmiechów od nieznajomych tylko dlatego że podróżujemy z dzieckiem. Najbardziej pamiętny jest moment wchodzenia na wulkan Mombacho w Nikaragui, gdzie wszyscy wybierali podróż na górę specjalna ciężarówką a my zdecydowaliśmy się iść na piechotę (chyba nasz najbardziej stromy i najtrudniejszy trek). Na samej górze już przy zejściu ludzie siedzący w ciężarówce nam machali z niedowierzaniem, że weszliśmy a niektórzy bili brawo.

Gdzie podobało się Wam najbardziej a jakich miejsc odradzalibyście odwiedzać i dlaczego?

Generalnie podobało nam się wszędzie, mniej lub bardziej. Podróżowanie w sobie jest dość ekscytujące gdziekolwiek by się nie jechało. Większość tych krajów jest ogromna i bardzo zróżnicowana, np. Peru jest inne na wybrzeżu, w Andach i w Amazonii a i tam są różne rejony, inni ludzie, języki i tradycje. Tak samo Kolumbia – część nad morzem Karaibskim jest zupełnie inna niż Medellin w głębi kraju. Jeśli chodzi o przyjazność ludzi chyba wygrywa Kolumbia a zupełnym przeciwieństwem jest Boliwijskie La Paz, gdzie ludzie są porażająco zimni i jak szybko nie przebiegniesz na druga część ulicy to Cię rozjadą.

La Paz, Boliwia

Lima, Peru

Medellin, Kolumbia

Lima, Peru

Co do atrakcji turystycznych największe wrażenie nas as wywarły: Salar de Uyuni w Boliwii – największą pustynią soli na świecie i pozostałość po prehistorycznym jeziorze. Miejsce wręcz magiczne; oczywiście Machu Picchu, co było naszym marzeniem numer jeden i mimo niezbyt dobrej pogody na początku dnia daliśmy radę wejść po niezliczonej ilości śliskich schodów na górę położoną zaraz obok i podziwiać to miasto z góry; ciekawym miejscem był też aktywny wulkan Masaya w Nicaragui gdzie mogliśmy poczuć zapach siarki unoszącej się w powietrzu. Również w Nikaragui ciężko nam było opuścić wyspę Ometepe lezącej na jeziorze na południu kraju. Miała super przyjazny klimat. Michałowi udało się wypożyczyć rower i objechać dookoła jeden z dwóch wulkanów na wyspie.

Bardzo lubimy naturę i spacery wiec bardzo podobały nam się wszelkiego rodzaju treki m.in. w Bajo Boquete w Panamskich górach, Sierra Nevada w Kolumbii czy na wyspie Isla del Sol na jeziorze Titicaca w Boliwii.

Salar de Uyuni, Boliwia

Wulkan Mombacho, Nikaragua

Salar de Uyuni, Boliwia

Wulkan Masaya, Nikaragua

Salar de Uyuni, Boliwia

Co było najbardziej uciążliwe i czy były jakieś dramatyczne momenty, sytuacje w trakcie Waszej podróży, niektóre kraje, w których byliście uchodzą za niebezpieczne?

Najgorszy moment to czas choroby. Zatruliśmy się wszyscy jedzeniem i wylądowaliśmy w szpitalu. Służba zdrowia okazała się bardzo profesjonalna i na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a my mogliśmy dalej kontynuować naszą przygodę. Tutaj warto wspomnieć, że byliśmy ubezpieczeni, co bardzo się przydało 🙂

Było jeszcze trochę takich stresujących momentów, chociażby jak awantura z kierowcą autobusu, który chciał nas okantować i naprawdę niebezpieczny szlak na górę Chacaltay. Było to nie lada wyzwanie, niczym prawdziwy survival, a z dwuletnim dzieckiem na plecach i pogłębiającej się chorobie wysokościowej mieliśmy chwile zwątpienia. Na pewno nie zrobilibyśmy tego po raz drugi. Dodam, że firma, która nas tam zabrała zapewniała o tym, że wyprawa jest bezpieczna i jak najbardziej można zabrać ze sobą małe dziecko. Absolutnie się z tym nie zgadzamy.

Ch’iyar Qirini, Boliwia

Chacaltaya, 5400 m n.p.m., Boliwia

Innym razem pojechaliśmy zobaczyć wodospad z boku wulkanu na Ometepe. Okazał się to być nie lada trek o czym nie wiedzieliśmy. W drodze zaczęło lać, nie mieliśmy plecaka wiec Michał trzymał Leo cala drogę w rękach co w ogóle mu się nie podobało, byliśmy w klapkach, które później się rozpadły wiec Michał szedł boso, a na samej górze szło się po śliskich skalach. Wiedzieliśmy ze to niebezpieczne, ale nie chcieliśmy odpuścić i potem żałować. Na szczęście nic się nie stało.

Cusco, 3320 m n.p.m., dawna stolica Imperium Inków

Granada, Nikaragua

Kanion Colca, Peru

Ometepe, Nikaragua

Drzewo w Kostaryce

Do Machu Picchu tylko pociągiem

Panama

Ometepe, Nikaragua

Dla nas podróżowanie polega na doznawaniu tych dobrych jak i złych doświadczeń.
Podróż nauczyła nas, że nieoczekiwane nie jest takie złe, jakby się czasem wydawało. Często są to tylko drobne przeszkody, które można łatwo pokonać. W końcu przyzwyczajasz się do niepewności i nieoczekiwanych wyzwań, które staną Ci na drodze. W rzeczywistości zaczniesz je akceptować i nauczysz się, jak przezwyciężyć te wyzwania.

A jacy są Latynosi? Naprawdę tacy wyluzowani?

W kontekście przestrzegania prawa, jazdy samochodem, wszelkich regulacji i zasad związanych z bezpieczeństwem to jak najbardziej – TAK. Jak już wspominaliśmy najbardziej wyluzowani (w sensie przyjaźni) są Kolumbijczycy i Kostarykańczycy, gdzie głównym zajęciem jest surfing. Jeśli chodzi np. o transport to Kolumbijczycy są zdecydowanie najbardziej zorganizowani, są rozkłady, autobusy jada na czas i są w niezłym stanie, w Kostaryce też były bardzo zadbane autokary. W Boliwii autobusy to raczej ruiny i odjeżdżają, kiedy chcą. Trzeba tez podkreślić, że są przeważnie dwa rodzaje autobusów, normalne i tzw. turystyczne które są w lepszym stanie, ale też dużo droższe.

Życie w Granadzie, Nikaragua

Panie Kolumbijki stylizują Leo

Leoś podrywa Amazońską dziewczynkę w Puerto Maldonado

Dostawa świeżych ryb z morza Karaibskiego do hostelu

Tradycyjne Peruwianki w Andach

Gdzie się zatrzymywaliście, jakie lokalne potrawy przypadły Wam do gustu?

Zatrzymywaliśmy się przeważnie w bukowanych lokalach, miejscach poprzez Airbnb. Zazwyczaj były to bardzo spontaniczne decyzje i zdarzało się nawet zabukować coś w dzień przyjazdu. Były to hostele, domy rodzinne, pokoje etc. Chcieliśmy tez trochę podpatrzeć, jak żyją ludzie lokalni I nie tylko zamykać się w pokojach hotelowych. Udało nam się zatrzymać u kilku rodzin, podpatrzeć co i jak gotują i podsłuchać trochę hiszpańskiego. Zdarzało nam się zapłacić 7 euro za noc za pokój a doświadczenie jakie uzyskaliśmy z tych postojów jest bezcenne. Max, nasz gospodarz w Cartagenie zabrał nas nawet na prywatną plażę na wyspę Terra Bomba niedaleko Cartageny w Kolumbii. Mieliśmy okazje delektować się morzem bez czasami natrętnych naganiaczy i innych turystów.

Taras w hotelu w Capacabanie, Boliwia

Hostel w Granadzie, Nikaragua

Wszechobecne w Ameryce Łacińskiej hamaki

Jeśli chodzi o jedzenie to raczej gotowaliśmy sami. Zdarzało nam się chodzić po lokalnych knajpkach oczywiście i próbować ulicznego jedzenia, kiedy się dało, ale raczej ich kuchnia polega na głębokim smażeniu absolutnie wszystkiego. Oczywiście odwiedzaliśmy lokalne markety, kupowaliśmy lokalne ryby I robiliśmy frytki z manioka, trzeci najbardziej spożywany węglowodan na świecie po ryżu i ziemniakach. Najsmaczniejsze były chyba owoce w Kostaryce i Nikaragui, Leo w Kostaryce jadł średnio piec bananów dziennie a na deser melona albo jak to mówił ‘Piña’ czyli ananas. Bardzo tez przypadły nam do gustu Kolumbijskie uliczne grillowane placki – arepy. Jedzenie w lokalnych knajpach było dość tanie, w Kostaryce płaciło się około 2-4 euro za cały talerz jedzenia, W Boliwii przypadkiem znaleźliśmy zupę, obiad i deser w bardzo ładnym hotelu za około 3 euro. W małych knajpkach było jeszcze taniej.

Kostarykańska ‘Soda”, czyli miejsce z tanim jedzeniem.
Odpowiednik polskich barów mlecznych.

Boliwijskie ceviche z surowego pstrąga

Chipsy z batatów

Kupowanie swieżych produktów na markecie w Masayi, Nikaragua

Świeża ryba dla Leo

Uliczne kolumbijskie Arepy

Domowe frytki z manioka

Świeże kurczaki i ryby z amazonki

Kolejne jedzenie z kostarykańskiej ‘Sody”

Co Was zaskoczyło, czy często musieliście zmieniać plany?

Oczywiście. Pierwszym zaskoczeniem była niekorzystna pogoda na karaibskim wybrzeżu w Kostaryce, przez którą musieliśmy diametralnie zmienić plany i niestety nie udało nam się jej odwiedzić i pozostaliśmy nad Pacyfikiem. Szczerze mówiąc nie mieliśmy zaplanowanej podroży, jedyne co mieliśmy zabukowane to pierwsze parę dni w Toronto, lot do Kostaryki i kilka pierwszych dni pod San Jose. Planowanie okazało się być bardzo czasochłonne i spędzaliśmy dużo wieczorów szukając pokojów i polaczeń co w Ameryce Łacińskiej okazało się być nie lada wyzwaniem. Tam nie maja tak rozbudowanych stron internetowych jak w Europie, niekiedy trzeba było szukać na forach, dzwonić a często nawet jechać na dworzec i się dowiadywać samemu.

Siedzieliśmy w samolocie z Bogoty, Kolumbia do Limy, Peru. Po chyba 2 godzinach powiedziano nam żebyśmy opuścili samolot i ze lot został odwołany. Była spora awantura w samolocie a potem na lotnisku. Okazało się ze jest następny lot za sześć godzin, ale jest ograniczona ilość wolnych miejsc. Mieliśmy dużo szczęścia, jako że ludzie z dziećmi mieli priorytet na wolne miejsca i udało nam się wylecieć w ten sam dzien. Około 100 osób zostało przetransportowanych do hotelu. Jedna para straciła przez to polaczenie dalej do Chile a potem do Argentyny a wracali do domu z rocznej podroży po Azji. Rozmawiając z nimi później okazało się ze nie było już ich stać na nowe loty i musieli jechać kilka dni autobusem przez pół kontynentu. Takie jest podróżowanie.

Tayrona Park Narodowy, Kolumbia

Autem, gdzieś w Peru

Bogota, Kolumbia

Toronto, Kanada

Guatape, Kolumbia

Góry Sierra Nevada, Kolumbia

Ollantaytambo, Peru

Innym razem mieliśmy do przejechania spora trasę w Boliwii i zdecydowaliśmy się rozbić ja na dwa, przespać się i jechać dalej na drugi dzien. Niestety okazało się ze jedno z miast po drodze zostało zamknięte, nikogo ani nie wpuszczali ani nie wypuszczali i siedzieliśmy w autobusie kilka godzin. Po dojechaniu do celu dnia okazało się ze zaraz odjeżdża kolejny autobus do miejsca docelowego (całonocny) i zdecydowaliśmy się w niego wskoczyć nie spędzając nocy w mieście wiec w sumie byliśmy w autobusie około dwudziestu czterech godzin.

Jadąc z Ometepe w Nikaragui z powrotem nad Pacyfik do Samary w Kostaryce musieliśmy wziąć statek a później trzy autobusy. Wyszliśmy chyba z hostelu około 6 rano a dojechaliśmy koło 21szej a było to tylko około 250 km. Byliśmy wykończeni. Wszystko tam idzie bardzo wolno.

Czy nawiązaliście jakieś nowe przyjaźnie, jak to często bywa na szlaku?

Pewnie. Poznaliśmy mnóstwo ciekawych postaci, w tym również naszych rodaków.
Backpackersi są z reguły otwarci i lubią wymieniać się doświadczeniami.
Dla nas poznawanie nowych ludzi i podróżowanie idą w parze. Każda interakcja, dobra lub zła, dodaje głębi naszym doświadczeniom.

W Kolumbii poznaliśmy Francuzkę podróżująca autem wraz ze swoim czteronogim przyjacielem. Jej przygoda zaczęła się od tego ze jej auto zamiast do Kolumbii zostało przypadkiem wysłane do Panamy i na kilka tygodni utknęła w Kolumbii. Mieliśmy okazje się z nią spotkać ponownie w Peru, niestety po tym jak została okradziona z absolutnie wszystkiego wraz z ciuchami, paszportem I karta kredytowa wiec mieliśmy okazje jej też pomoc finansowo. Pojechaliśmy razem na kilkudniową wycieczkę z Arequipy do kanionu Colca a przy okazji zobaczyliśmy trochę gór i odpoczęliśmy od autobusów i utartych szlaków. W Granadzie w hostelu poznaliśmy dziewczynę z Indii mieszkająca w Kanadzie. Jednego wieczoru ugotowała nam prawdziwe indyjskie danie, było bardzo milo zwłaszcza po happy hour; akurat w tym hostelu codziennie był wieczorem darmowy rum. Przyjechaliśmy tam na trzy dni a zostaliśmy jedenaście.

Iguana na plaży w Kostaryce

Wszechobecne małpy w Kostaryce

Małpka w Kostaryce

Konie w Jaco, Kostaryka

Wąż w czasie obiadu w górach w Kolumbii

Arirania amazońska, Sandoval Lake, Peru

Alpaki w Cusco, Peru

Leniwiec w Kostaryce

Wyjec w Sierra Nevada, Kolubia

Jakich porad bogatsi o własne doświadczenia udzielilibyście osobom wybierającym się właśnie w tamtym kierunku?

To zależy czy wybierają się sami czy z maluchem.

  1. Ubezpieczenie i szczepienia.
    Przede wszystkim przed podróżą zaopatrzyć się w ubezpieczenie podróżne i profilaktycznie poddać się szczepieniom.
  2. Język.
    Warto nauczyć się języka, przynajmniej podstawy, niewiele osób włada językiem angielskim i znajomość hiszpańskiego zdecydowanie ułatwi podróżowanie
  3. Grupy tematyczne na Facebooku. Bezcenne.
    Opłaca się dołączyć do grup tematycznych na Facebooku takich jak np.”Backpacking South America”. Jest ich naprawdę dużo i można znaleźć tam ogrom potrzebnych informacji, a nawet “travel buddies”, jeśli potrzebowalibyśmy towarzystwa. :). Większość informacji znajdowaliśmy w internecie i na wspomnianych grupach, obeszło się bez przewodników. Jeśli zadasz pytanie czy warto gdzieś jechać, jak się dostać itp. dostaniesz tuziny odpowiedzi.

Czasami było ciężko i gorąco…

Targ w Cartagenie, Kolumbia

Nawadnianie świeżą wodą kokosową, Tayrona, Kolumbia

Dworzec w Panamie

Leoś pod tradycyjnym domkiem amazońskim

Leo przy parawanie Gorey.pl, Terra Bomba, Kolumbia

  1. Bukowanie wycieczek.
    Odradzamy bukowanie wycieczek online. Zazwyczaj wychodzą one znacznie drożej.
    Na miejscu można znaleźć pełno opcji, a czasem także się trochę potargować.
  2. ATM
    Korzystanie z bankomatu podczas podróży jest nieuniknione. Radzimy zrobić rozeznanie, który bankomat pozwoli wam na wybranie jak największej ilości gotówki oraz jakie są opłaty.
  3. Pakowanie.
    Najlepiej spakować się zgodnie z zasadą “im mniej, tym lepiej”, bo przecież, przemieszczając się tak często, ciężko byłoby to wszystko dźwigać. My spakowaliśmy się, tak jakbyśmy wybierali się na tygodniowy wypad, z możliwością pozbycia się niepotrzebnych już ubrań pod koniec podróży. Po minusowych temperaturach w Kanadzie wyrzuciliśmy wszystkie cieple ciuchy. Oczywiście ważny jest też styl, najlepiej wziąć ze sobą niewyróżniające się ubrania, dzięki którym łatwo wtopić się w tłum. To tyczy się również gadgetów elektronicznych, nie chcielibyśmy paść ofiarą kradzieży. Jeśli już chcemy zabrać takie rzeczy ze sobą to lepiej ich nie eksponować.
  4. Uzbroić się w cierpliwość i pamiętać, że podróżowanie to nie wakacje.
    Potrafi być stresujące i meczące i na pewno pakowanie i rozpakowywanie co parę dni nie jest dla wszystkich. Wymaga dużo planowania, chodzenia i porannego wstawania. U nas też dodatkowym wyzwaniem było planowanie wokół grafiku Leosia, być w autobusie po południu, żeby mógł spać, planować i robić mu jedzenie dzień wcześniej itp.

Dziękuję Wam bardzo za rozmowę, wskazówki oraz chęć opowiedzenia o doświadczeniach jakie spotkały Was podczas tego wyjazdu. Oczywiście życzę Wam także pomyślnej realizacji kolejnych planów podróżniczych w przyszłości.

Rozmawiał K.D.

Więcej zdjęć poniżej ⬇️

La Fortuna, Kostaryka

Plaża w Kostaryce

Kanion Colca, Peru

Isla del Sol, Boliwia

Sacsayhuamán, Peru

Guatape, Kolumbia

Chicken Bus, Nikaragua

Rowerowa wycieczka po Buenos Aires, Argentyna

Początek 40sto kilometrowej ‘drogi śmierci’ rowerem w dół, Boliwia

Ometepe, Nikaragua

Ometepe, Nikaragua

Kostarykańska policja

Cartagena, Kolumbia

Polska ulica w Cabanaconde, Peru

Jaco, Kostaryka